sobota, 6 lipca 2013

Rozdział 3

Harry:

- W sobotę jest impreza w Syco Music, pójdziemy? - zapytałem nie odrywając wzroku od telewizora.
- Nie pamiętasz jak się dla Ciebie ostatnia impreza? - odpowiedział Louis siadając obok mnie z wielką michą popcornu.
     - Ojj... przesadzasz, teraz będziesz przy mnie cały czas i na pewno nic mi się niestanie - odpowiedziałem szczerząc się jak mysz do sera
- Nie będę cały czas trzymać Cię za rączkę i pilnować jak małego dzieciaka, a tak poza tym wiesz jacy są ludzie z wytwórni, zaraz zaczną coś gadać i zrobi się zamieszanie. - powiedział Louis z irytacją w głosie.
- Co, wstydzisz się mnie? - zapytałem. 
- Harry dobrze wiesz, że nie o to chodzi. - powiedział - ja tylko nie chcę żebyś miał z tego powodu jakieś nieprzyjemności. Wiesz dobrze, że jesteś sławny, a ludzie nietolerancyjni, dlatego nie chcę się na razie ujawniać, bo nie wiesz jak na to zareagują, a przecież kariera jest dla Ciebie ważna, tak?  
- Ale Ty jesteś ważniejszy - powiedziałem, czując, że krew w moich żyłach zaczyna płynąć coraz szybciej - Wiesz co, ja nie miałbym z tym problemu, albo zaakceptują mnie takim jakim jestem, albo niech spierdalają, lecz widzę, że ty się mnie po prostu wstydzisz i nie wmawiaj mi, że jest inaczej, bo znam Cię i to bardzo dobrze. - czułem jak łzy napływają mi do oczu.
- Harry dobrze wiesz, że to nie tak... - chciał powiedzieć coś jeszcze, ale mu przerwałem prawie krzycząc:
- Nie, nie wiem, ja mam tego dość. Prędzej czy później i tak się dowiedzą, nie unikniemy tego, a ty cały czas chcesz się ukrywać... Czekaj, czekaj, może Ci to pasuje hmm... Powiedz mi ile osób w twojej firmie wie o naszym związku co... - czekałem na odpowiedź, ale on tylko milczał - No właśnie, chyba tylko Liam, no tak  w domu jesteś ze mną, a w pracy możesz sobie podrywać kogo chcesz, prawda - wykrzyczałem mu to prosto w twarz.
- Nie mów tak... - powiedział ze łzami w oczach, ale ja byłem wściekły. Nie miałem ochoty na niego patrzeć. Był tchórzem, zwykłym tchórzem. Wziąłem głęboki wdech i powiedziałem:
- Zadzwoń do mnie jak będziesz pewny czego ty w ogóle chcesz. - rzuciłem krótko, wziąłem kurtkę i wręcz wybiegłem z domu. Jeszcze nigdy nie byłem tak wściekły na Lou, nie potrafiłem, a dziś po prostu to wszystko się skumulowało i wybuchłem.

Louis: 
-Harry poczekaj... - próbowałem go zatrzymać, ale mi się nie udało. Co ja kurwa najlepszego narobiłem, pacnąłem się otwartą dłonią w czoło. Dobrze wiedziałem, że Harry jest wrażliwy i szybko się denerwuje, a jednak z tym całym trzymaniem go za rączkę itp.
Postanowiłem, że muszę go przeprosić. Naprawdę nie miałem na myśli nic złego, po prostu chcę go chronić przed tymi wszystkimi hienami, jakby dowiedzieli się, że jest gejem nie daliby mu żyć, ale widocznie się tego nie bał. Chociaż był ode mnie młodszy to częściej pokazywał, że jest dorosły niż ja. Byłem po prostu tchórzem który boi się pokazać wszystkim kim naprawdę jest i tyle.

Musiałem go znaleźć i wszystko wyjaśnić, ale gdzie mógł pójść. Chodziłem w tę i z powrotem po domu gorączkowo szukając jakiegoś miejsca gdzie mógł się udać. Jest popularny więc zapewne udał się do miejsca w którym będzie mógł spokojnie pomyśleć, gdzieś gdzie będzie sam...
-Już wiem...- powiedziałem sam do siebie. Przecież on nie sprzedał swojego mieszkania kiedy się do mnie wprowadził, mówił, że ma do niego sentyment. Szybko włożyłem buty i zarzuciłem kurtkę, jak znalazłem klucze od domu i od samochodu czym prędzej wyszedłem z mieszkania upewniając się jeszcze czy jest zamknięte. Wyszedłem na osiedlowy parking i odnalazłem swoje auto, odpaliłem silnik i czym prędzej ruszyłem przed siebie.
Gnałem ulicą nie zwracając uwagi na znaki. Gdy zatrzymałem się naprzeciwko budynku w którym mieściło się mieszkanie Harrego w duchu modliłem się by tam był. Chciałem go przytulić, przeprosić go za wszystko i powiedzieć mu, że bardzo go kocham. Wysiadłem z auta i zaciągnąłem się chłodnym powietrzem. Przebiegłem przez ulicę i wszedłem do klatki schodowej. Po chwili znalazłem się przed drzwiami jego mieszkania i niepewnie zapukałem . Cisza... Pukam jeszcze raz. Nadal nic... Zrezygnowany odwracam się na pięcie i już chcę odejść, ale słyszę jak ktoś przekręca zamek w drzwiach. Odwracam się i widzę jego. Stoi przede mną cały zapłakany a ja mam ochotę sobie odstrzelić łep. Jestem chujem.
- Co tutaj robisz- powiedział ochrypłym głosem pozbawionym jakichkolwiek uczuć. Tak bardzo było mi go żal, nigdy nie chciałem żeby przeze mnie płakał.
-Przepraszam -powiedziałem szeptem, a po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. Przygryzłem wargę bojąc się jego reakcji.
   
    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz